Przyjęło się, że błędy oceniających egzamin maturalny zdarzają się sporadycznie. Mimo to nie wolno ufać im bezgranicznie. Boleśnie przekonał się o tym uczeń II Liceum Ogólnokształcącego.
Jan Kowalski to umysł ścisły. Jego ambicje kierują się ku politechnice. Język polski na maturze traktował jako zbędną konieczność. Jak to mawiają młodzi – zdać i zapomnieć. Po napisaniu egzaminu był przekonany, że wszystko poszło dobrze. Do przedmiotów, które uważał za wiodące uczył się miesiącami i był pewny dobrych wyników. O język ojczysty nie obawiał się. Nie liczył na wiele, ale wiedział, że zda.
Niestety, gdy wyniki zostały opublikowane, jego wiara we własne możliwości mocno się zachwiały. Według Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej w Krakowie na maturze z polskiego osiągnął wynik… 29%. To skutecznie zamknęłoby drogę na jakiekolwiek studia. Jan nie dał jednak wiary temu wynikowi. Przy wsparciu dyrekcji szkoły przygotował wniosek o udostępnienie karty oceny pracy. Ku zdziwieniu wszystkim, widniał na niej wynik nie 29 a 33 procent.
Jako dyrektor nie byłam szczególnie zdziwiona takim obrotem sprawy – mówi nam Marta Klasura, dyrektor II LO. – Podobna sytuacja miała miejsce już w roku ubiegłym. Wtedy również jedna z naszych uczennic przygotowała skuteczne odwołanie od wyniku. Apeluję więc do wszystkich uczniów, którym nie udało się zdać matury: nie traćcie wiary w swoją wiedzę i wnioskujcie do OKE o ponowne sprawdzenia pracy. Tzw. „czeski błąd” nie może decydować o przyszłości młodego człowieka.
Sprawa zakończyła się szczęśliwie. Jan otrzymał poprawione świadectwo, które pozwoli mu ubiegać się o miejsce na wymarzonej uczelni. Życzymy powodzenia!
Personalia ucznia zostały zmienione celowo.