Nie udało się Rzecznikowi Praw Obywatelskich. Nie przekonują opowieści rodziców. Miasto pozostaje nieugięte, a obiekt westchnień ludzi związanych z Ośrodkiem Rehabilitacyjno-Edukacyjnym „Nadzieja” kolejny rok niszczeje. Nazwa placówki jednak zobowiązuje. Kilkadziesiąt osób ciągle wierzy, że w końcu się uda.
Miarą bezsilności rodziców walczących o los swoich niepełnosprawnych dzieci niech będzie przypomnienie, że mija właśnie 10 lat od chwili kiedy podjęli starania o pozyskanie obiektu, w którym można prowadzić terapię ich pociech. Marzyli o budynku przy ul. Powstańców Warszawy – tym, w którym przed laty działał znany chełmianom Unimarket. Niszczejący dziś budynek jest własnością Miejskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej sp. z o.o.
– Zależy nam na tej lokalizacji z prostego powodu – mów Agnieszka Filipczuk, zaangażowana w działalność Ośrodka, przede wszystkim matka niepełnosprawnego dziecka. – Budynek jest po sąsiedzku naszej dzisiejszej siedziby. – W miejscu, które doskonale znają wszyscy rodzice i same dzieci.
Nie jest jednak tak, że Ośrodek i prowadzące go Stowarzyszenie Podajmy Sobie Ręce czekają na cud.
„… obojętnym jest jaki to będzie budynek. Zależy nam na tym, aby nieruchomość ta stała się własnością dzieci i nigdy nie została zabrana przez żaden żywioł i w której będą mogły korzystać ze wszystkich możliwych form (rehabilitacji) jakie są dostępne” – mówiła podczas wspólnych obrad Komisji Oświaty, Kultury i Sportu oraz Komisji Rodziny, Zdrowia i Ochrony Środowiska Rady Miasta (20 grudnia 2016 r.) Jolanta Jakubczak, Prezes Stowarzyszenia Pomocy Dzieciom Niepełnosprawnym „Podajmy sobie ręce”, które prowadzi Ośrodek.
Dlaczego tak im zależy?
Ośrodek „Nadzieja” zajmuje dzisiaj zaledwie ¼ wcale niedużego budynku po dawnej przychodni. Na co dzień z usług ośrodka korzysta 28 niepełnosprawnych dzieci. Pamiętajmy, że chodzi o dzieci o różnym stopniu niepełnosprawności – od niepełnosprawności ruchowych, poprzez zespół Downa, aż po głębokie upośledzenia. Konieczne jest zaspokajanie ich specyficznych potrzeb. Dzieci realizują tu obowiązek szkolny, biorą udział w zajęciach usprawniających je ruchowo, społecznie i umysłowo. W pomieszczeniach – w większości przechodnich – panuje ciasnota. Nie sprzyja to koncentracji podopiecznych. Trudniej o osiągnięcie dobrych rezultatów rehabilitacji. – W przypadku wielu dzieci, w tym mojej córki, spokój jest podstawą normalnej pracy – mówi A. Filipczuk. – Każde jego zaburzenie powoduje niepokój, a czasem agresję. Natychmiast odbija się to na całej grupie.
Ośrodek jest jedyną w Chełmie placówką, która łączy rehabilitację i edukację. Potrzeby na takie usługi są naprawdę duże. – Wiemy o rodzicach, którzy swoje dzieci dowożą do Krasnegostawu. Ze względu na warunki, nie możemy bowiem przyjąć wszystkich dzieci, które potrzebują pomocy – tłumaczy A. Filipczuk.
Strach przed tym co nieuchronne
Dzieci niepełnosprawne podlegają obowiązkowi szkolnemu aż do 25. roku życia. Potem one same i ich rodzice są skazani na wyłącznie na siebie. Nie wszyscy mogą korzystać z warsztatów terapii zajęciowej. W zgodnej opinii rodziców, niepełnosprawność ich dzieci wyklucza z życia społecznego całe rodziny. Nie każdy odwracając głowę, uświadamia sobie, że starsza kobieta pchająca wózek ze swoją niepełnosprawną córką walczy także z własną chorobą nowotworową. Wózek musi jednak pchać, bo nie ma z kim zostawić dziecka. Co bardziej empatyczni wzruszają się czasem widząc inną kobietę, która godzinami spaceruje po mieście z niepełnosprawnym dorosłym synem o mentalności małego dziecka. – Proszę mi wierzyć, że boję się każdego dnia, bo wiem, że za kilka lat sama zostanę taką kobietą – mówi A. Filipczuk. – Ten lęk dodaje i mnie, i pozostałym rodzicom sił i wytrwałości w staraniach o budynek dla Ośrodka.
Kiedy głębiej się nad problemem zastanowić, łatwo można dojść do wniosku, że to tylko wierzchołek góry. Że gdzieś tam w mieście czy jego okolicach, w czterech ścianach, pod kluczem, siedzi kolejnych kilkanaście – kilkadziesiąt (?) dorosłych, ale niepełnosprawnych osób. Dla nich własnie rozwiązaniem byłaby rozbudowa Ośrodka. Już teraz działa w nim Grupa Wsparcia, która mogłaby objąć swoimi zajęciami wszystkich tych ludzi. Mogłaby, gdyby miała do tego warunki.
Dlaczego nie zależy miastu?
Lektura protokołu wspomnianych wyżej wspólnych obrad Komisji Oświaty, Kultury i Sportu oraz Komisji Rodziny, Zdrowia i Ochrony Środowiska Rady Miasta, pełna jest okrągłych zdań Zastępcy Prezydenta Miasta i pracowników Urzędu Miasta. Z wypowiedzi Stanisława Mościckiego, zastępcy prezydenta: „Miasto może przejąć budynek od Miejskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej i w dalszej kolejności może przekazać Stowarzyszeniu za symboliczną złotówkę lecz z obowiązkiem uiszczenia przez (…) Stowarzyszenie opłaty VAT”. Z dokumentów nie wynika więc skąd ślamazarność w działaniach miasta. Tego typu wypowiedzi działacze Stowarzyszenia słyszeli z urzędniczych ust już 10 lat temu.
Czy jednak tym razem coś się zmieniło? – 8 lutego tego roku byłam na rozmowie u pani prezydent miasta i zapytałam na jakim etapie jest nasza sprawa – opowiada A. Filipczuk. Uzyskałam odpowiedź, że trwają prace nad procedurą przekazania nieruchomości przez MPEC samorządowi. Ponoć MPEC nie może przekazać budynku bezpośrednio nam. Pani prezydent zastrzegła jednak, że przekazanie stowarzyszeniu budynku na własność być może będzie niemożliwe, bo nie ma takiej formy prawnej.
Wkracza Rzecznik Praw Obywatelskich i…
Sprawa ucichła. Rodzice niepełnosprawnych dzieci nauczyli się jednak cierpliwości. Licząc, że los się odmieni, nie czekają biernie. W listopadzie ubiegłego roku podzielili się swoimi problemami z Rzecznikiem Praw Obywatelskich. Uzyskali jego zapewnienie, że Biuro RPO pomoże władzom miasta w przeprowadzeniu wszelkich procedur, powoła specjalnych ekspertów, którzy zajmą się problemem. Mogło wydawać się, że sprawa wyjdzie na prostą. Tym bardziej, że w spotkaniu uczestniczył również Zastępca Prezydenta Miasta. Oddajmy ponownie głos A. Filipczuk: – Jakiś czas temu rozmawialiśmy z Rzecznikiem – opowiada. – Dowiedzieliśmy się, że pracownicy jego Biura dłuższy czas nie mogli w ogóle skomunikować się z Zastępcą Prezydenta. Kiedy wreszcie udało się kontakt nawiązać, poinformował, że … miasto nie potrzebuje żadnej pomocy i poradzi sobie ze sprawą we własnym zakresie.
…. Sieć Obywatelska Watchdog
Członkowie Stowarzyszenia zwrócili się o poradę prawną do siecobywatelska.pl. Jednym z działań tej organizacji jest udzielanie konsultacji prawnych. Z analizy – przygotowanej w ciągu kilkunastu dni przez specjalistów Sieci – wynika, że istnieje wyjście z patowej sytuacji. Miasto rzeczywiście powinno przejąć budynek od MPEC, a następnie, w trybie bezprzetargowym, przekazać (sprzedać lub oddać w wieczyste użytkowanie) Ośrodkowi „Nadzieja”. Oczywiście zgodnie z prawem (art. Ust 1, pkt 2 Ustawy o gospodarce nieruchomościami) jest to możliwe wyłącznie na cele m.in.: działalności charytatywnej, opiekuńczej, leczniczej, oświatowej, a także organizacjom pożytku publicznego na cel prowadzonej działalności pożytku publicznego. Dokładnie więc na to, czym zajmuje się „Nadzieja”.
Problemem jest wyłącznie wysokość wyceny obiektu i udzielonej przy jego przejęciu bonifikaty. Raczej niemożliwe będzie przekazanie majątku za przysłowiową złotówkę. Nie powinna to jednak być również cena szczególnie wysoka. W lipcu zeszłego roku Mirosław Iwiński prezes MPEC przyznawał: – Chcemy pozbyć się go (budynku Unimarketu – red.), było kilku potencjalnych kupców, ale do transakcji nie doszło. Dla naszej spółki jest to kula u nogi. Cena wywoławcza wynosiła wówczas około 350 tys. zł.
Już miało być z “górki”
W połowie kwietnia na łamach jednego z lokalnych tygodników Józef Kendzierawski, dyrektor Wydziału Infrastruktury UM Chełm, zapewniał, że otrzymał już od MPEC-u aktualną wycenę nieruchomości i formalności nie powinny potrwać długo. – To kwestia najbliższych tygodni – mówił.
Podczas kwietniowej sesji Rady Miasta sprawa przekazania Unimarketu pojawiła się ponownie. Z informacji uzyskanej od osób biorących w niej udział wynika, że władze nadal nie chcą przesądzać, że zostanie ona rozwiązana na korzyść niepełnosprawnych dzieci. Nieoczekiwanie zatroskały się o to, czy Stowarzyszenie poradzi sobie z remontem i utrzymaniem budynku. Pojawiło się nawet stwierdzenie, że „miasto” szuka innego rozwiązania dla Stowarzyszenia. ؘ– Nie jest tak, że poza Unimarketem nie widzimy świata – podkreśla prezes Jakubczak. ؘ– Przyjmiemy każdą propozycję, która zagwarantuje możliwość stałej pracy z naszymi dziećmi. Także wtedy gdy ukończą 25 lat. Niech tylko ta propozycja nabierze realnych kształtów.
Miesiąc, jaki minął od prasowych zapewnień J. Kendzierawskiego, to z 10-letniej już perspektywy, zaledwie chwila. Pani Agnieszka i inni rodzice nadal więc cierpliwie czekają. Tak naprawdę, nie mają innego wyjścia. Muszą walczyć o godny byt swoich niepełnosprawnych dzieci i liczyć, że ktoś ich wreszcie zrozumie i poda im rękę.
***
„Szanowny Panie Radny, jestem matką dziecka niepełnosprawnego, moja córka Paulina ma 16 l, jest dzieckiem niepełnosprawnym w stopniu znacznym, choruje na autyzm, padaczkę lekooporną i jest upośledzona w stopniu głębokim” – napisała jakiś czas temu w liście do wszystkich radnych i prezydentów miasta A. Filipczuk (na zdjęciu obok). Jeszcze raz przedstawiła w tym piśmie całą historię starań Stowarzyszenia o lokal. Wyjaśniła, że nie chodzi o pieniądze, a o życzliwe potraktowanie ludzi zmagających się z życiowym problemem.
Na list Pani Agnieszki zareagowało dwóch radnych.
Czy Waszym zdaniem Urząd Miasta dobrze wywiązuje się ze swoich zadań wobec potrzeb osób niepełnosprawnych? Zapraszamy do dyskusji