Jestem trochę rozczarowana ”Dziejami grzech” teatru kieleckiego – zwłaszcza po znakomitych i wielokrotnie nagradzanych spektaklach z poprzednich sezonów(”Caryca Katarzyna”, ”Samotność pól bawełnianych”). Nie znaczy to jednak, że z przyjemnością nie odnotowuję faktu, iż po rocznej przerwie możemy znów na scenie Chełmskiego Domu Kultury oglądać sztuki prezentowane w ramach projektu Teatr Polska. Doceniła to też chełmska publiczność, tłumnie stawiając się na spektaklu, choć nie wykluczam, że jednym z powodów tak wysokiej frekwencji mógł być sam jego tytuł.
Zarówno adaptacja powieści Żeromskiego do potrzeb sceny ( Radosław Paczocha), jak i realizacja Michała Kotańskiego sugerują, że dylematy bohaterów są wciąż aktualne. Moim zdaniem nie do końca tak jest. Losu Ewy nie można bowiem uznać za typowy – niewinna dziewczyna uwiedziona przez kochanka spodziewa się dziecka. Żeromski głównym motorem działań bohaterki czyni Łukasza, którego ona wciąż szuka. Aż nieprawdopodobne jest to, że gdy Niepołomski wraca do kraju,aby spotkać się z ukochaną, ona – za namowa Szczerbica- poszukuje kochanka gdzieś w szerokim świecie. Po drodze ciągle się mijają. Ilość przejazdów pociągiem i nieszczęść, które spotykają Ewę, jest statystycznie nieprawdopodobna. Takie zbiegi okoliczności zdarzają się rzadko. Odnosi się wrażenie, że jakieś tajemnicze fatum kieruje życiem bohaterki. Trudno zatem sugerować, że gubi ją bieda. To raczej wielki zawód miłosny. Miłość ta ma bowiem być – w jej mniemaniu – niezwykła. Z Horstem czy Szczerbicem byłaby może szczęśliwa, gdyby na przeszkodzie nie stały właśnie jej wyobrażenia o wyjątkowym uczuciu oraz natura i temperament.
Nie przeszkadza to jednak próbie uogólnienia tej historii, która jest ilustracją pewnych zjawisk społecznych i obyczajowych. Pokazuje nam, że można być samotnym wśród ludzi, którzy są blisko, a nie mogą i nie chcą pomóc. Są tu też bardzo współczesne obserwacje dotyczące potęgi pieniądza, który w kapitalistycznym świecie decyduje o wszystkim i jest motorem działań ludzkich. Spektakl – podobnie jak powieść – jest wyzwaniem rzuconym światu nieprawości, apelem o kierowanie się tym, co najszlachetniejsze i najlepsze ( Ewa ratuje w końcu życie kochanka!)
Sporo tu też ciekawych obserwacji natury społecznej, świetnie nakreślonych portretów bohaterów, np. ojca Ewy, który wciąż szuka pracy, a przy tym ostro popija, matki dla której to, co powiedzą sąsiedzi, jest ważniejsze niż los córki, redaktora pisma, którego intencje rozmijają się z czynami. Ten świat prowincji, gdzie kołtuństwo czuje się dobrze, a prawo obyczajowe jest silniejsze niż chęć pomocy drugiemu człowiekowi, nie jest tylko reliktem przeszłości i w tym sensie spektakl zachowuje swoją aktualność.
”Dzieje grzechu ” trudno z pewnością zaliczyć do arcydzieł, ale na podstawie tej kiepskiej dosyć powieści powstał doskonały film Borowczyka i całkiem niezły spektakl Kotańskiego, zrealizowany przecież przez prawdziwych profesjonalistów. Barbara Hanicka zaproponowała symboliczną scenografię – w pierwszej części nawiązującą do epoki, w drugiej zaś mającą charakter uniwersalny. W tę konwencję wpisała się też swoimi znakomitymi kostiumami Anna Chadaj . Świetny ruch sceniczny to zasługa Cezarego Tomaszewskiego – ja szczególnie zapamiętałam scenę z fabryki szwaczek oraz sposób ukazania Bodzantowej utopii. Całości dopełnia muzyka Lubomira Grzelaka – zwracam uwagę zwłaszcza na akcent muzyczny rozpoczynający i zamykający spektakl!
Na koniec główny powód dla którego warto jest obejrzeć spektakl – Magda Grąziowska w roli Ewy. To ona nadaje dziejom bohaterki psychologiczne uzasadnienie, pokazuje jej przemianę dokonującą się pod wpływem zewnętrznych okoliczności na tyle wiarygodnie, że nawet -wbrew tekstowi – odczuwamy autentyczność jej uczuć. Wróżę tej aktorce wspaniałą przyszłość sceniczną.
Cieszę się zatem, że mogliśmy gościć w naszym mieście Teatr im. S. Żeromskiego z Kielc. Szkoda tylko, że w ramach projektu Teatr Polska zobaczyliśmy tylko jedną sztukę, a taki Krasnystaw pozwolił sobie na cztery! Wnioski proszę wyciągnąć samodzielnie.
Elżbieta Pietrzykowska