Portal chelmski.eu prezentuje cykl pt. „Twarze Chełma”. To właśnie na naszym portalu poznasz sylwetki mieszkańców miasta, dla których właśnie Chełm stał się miejscem rozwijania talentów, pasji i biznesu. Naszą kolejną „twarzą” jest Mariusz Matera.
Mateusz Grzeszczuk: Pamiętam jak podczas rozdania nagród Radiowej Trójki, ktoś zapytał Piotra Stelmacha, jakie duchy krążą po radiu. Powiedział, że jest to z pewnością dobry duch Agnieszki Osieckiej. Kogo jak kogo, ale głównie ciebie mógłbym spytać, jakie duchy krążą po Chadeku?
Mariusz Matera: Jakie duchy krążą po Chadeku? Z pewnością Cześka Dopieralskiego. Moja pierwsza przygoda z Chadekiem, a może raczej z WDK-iem (wówczas Wojewódzkim Domem Kultury), rozpoczęła się bodaj w roku 1987, kiedy to po szkole podjąłem tam pracę. Co prawda był to jedynie półroczny epizod, ale zapadł w mojej pamięci na dobre. Wracając do wspomnianych postaci, tak Czesław Dopieralski i bezwzględnie Pani Halina Mirowska. Czesław był człowiekiem teatru. W tamtych latach Teatr Ziemi Chełmskiej to był właśnie On. A Pani Halina Mirowska? Cóż, jej zawdzięczam chyba to, że w dalszym ciągu pracuję w kulturze. Ona jedyna wówczas dostrzegła, że mam serce do kultury i 100 tysięcy niekonwencjonalnych pomysłów. Kiedy zadałeś mi to pytanie, miałem od razu te postaci na myśli.
A kto dzisiaj jest dobrym duchem tego miejsca? Biorąc pod uwagę, że ludzie mają was za świetnie zorganizowany zespół. Chyba jak rodzina?
Dzisiaj… Trudno jednoznacznie chyba odpowiedzieć. Lepiej zrobiłby to ktoś z zewnątrz… O własnym podwórku ciężko pisać. Faktem jednak jest, że na obraz tego, co widzą mieszkańcy składa się ciężka praca wielu osób. Od pomysłu do realizacji droga jest długa, ciężka i czasem wyboista. Na pewno Bartek Kazimierczak i Basia Szarwiło, czyli nasze Chadekowe małżeństwo, które choćby z tego powodu nie może uwolnić się od pracy nawet w domu. Sławek Czarnota, Grześ Skibiński, Marcin Tywoniuk, Tomek Kodeniec… Nie, no po prostu każdy daje cząstkę siebie. Wszyscy, po prostu wszyscy. Każda z osób pracujących w Chadeku dodaje pewnego kolorytu, nadaje kształt.
Pamiętasz swoje pierwsze dni pracy w MOK-u?
Pierwsze dni w MOKU (śmiech). Czysty spontan. Maj 1996. Jeden telefon do Hani Gorczycy zadecydował o moim życiu zawodowym… Szukałem swojego miejsca w życiu. Pracowałem w Zakładach ESCOTT, jednak potrzebowałem zmiany. Nie za bardzo tam pasowałem. Pod wpływem bodźca z góry, jak wierzę, sięgnąłem po telefon i zadzwoniłem do MOK-u. Połączono mnie z Hanią Gorczycą, która pod nieobecność Pana Wiesława Stachnika pełniła wówczas obowiązki dyrektora placówki. Zapytałem czy nie potrzebują kogoś do pracy. Odparła, że i owszem akurat jest miejsce wolne i mogę przyjść na próbę. Za kilka dni byłem już w MOK-u. Oficjalnie od 3-go czerwca 1996 roku. Ha, a czwartego zdaje się musiałem po raz pierwszy jako konferansjer wyjść i zapowiedzieć koncert Bayer Full w Amfiteatrze Kumowa Dolina! Pierwszy raz w życiu w roli konferansjera. Przed 3,5 tysięczną widownią! Stres był niemiłosierny, ale dałem radę. Później, również w czerwcu były Dni Chełma, pierwszy raz na ul. Strażackiej koło Zorzy. Tutaj było już mnóstwo roboty. Szukanie sponsorów, nagłośnienie (szyte z kilku), konferansjerka. Grali wtedy między innymi Raz Dwa Trzy i Ryszard Rynkowski (pomyliłem się wypuszczając mu traki z minidysku). Pionierskie to były czasy. No, i tak mi już zostało do dzisiaj.
I nigdy później nie chciałeś zrezygnować z pracy czy to w MOK-u czy ChDK-u?
Ciągniesz mnie za język… Tak, zdarzało się, nie ukrywam. Nigdy też nie wzbraniam się przed nowymi wyzwaniami. Wyznaję zasadę, że zmiany są w życiu potrzebne. Kto wie…?
No wybacz Mariusz, ale czasami jak obserwuję pracę ludzi z ChDK to mam wrażenie, że już na dobre rozłożyli materace w tym miejscu (śmiech). Trochę nie widzę tej rezygnacji z Twojej strony. Może to miejsce już uzależnia?
Wiesz, to miejsce faktycznie uzależnia. Czasami jestem potwornie zmęczony (cóż 50 lat na karku i organizm już nie młody), ale kiedy odpocznę, głowa wraca do pionu i pojawia się 100 tysięcy pomysłów… Masz rację to jest afrodyzjak, choć aby dać temu wszystkiemu upust trzeba mieć również odpowiednie warunki.
Ale kiedy Mariusz Matera wraca do swojej Gotówki, tam zajmuje się produkcją swoich afrodyzjaków.
Pasja kulinarna… Chyba jak głos, wrodzona, po moim kochanym tacie Marianie i po babci, która była Rusinką (tak kiedyś nazywano Ukraińców). Ojczulek w wolnych chwilach gotował, ja mu pomagałem, przyglądałem się. Tak naprawdę gotowanie, uprawianie ogrodu, moich kochanych papryczek chili niesamowicie mnie odpręża. Wysiłek fizyczny jest antidotum na zmęczenie psychiczne. Oprócz wspomnianych pasji jeszcze uwielbiam grać w badmintona.
Wychodzi na to, że nawet niedługo będziesz mógł to legalnie sprzedawać (śmiech). Gdybym otrzymał zaproszenie na obiad, a ty miałbyś przygotować “top” swoich potraw, co znalazłoby się na stole?
A żebyś wiedział. Przymierzam się na poważnie do sprzedaży przyzagrodowej. Podstawą mają być sosy i papryczki marynowane, sery i swojskie twarogi oraz oleje tłoczone na zimno. Co do potraw, to z pewnością znalazłby się mój twaróg jogurtowy (puszysty i delikatny) z pomidorkami, solą i pieprzem, a ponieważ sezon grillowy w pełni to zaproponowałbym grillowaną pierś z kurczaka, grillowane ziemniaczki i inne warzywa. Było by zdrowo i lekko. Do tego kompot i ciasto z rabarbaru. Smacznego!
Często w komentarzach odnośnie przyrody i jej darów dziękujesz “Stwórcy”. Biorąc pod uwagę twoją aktywność, bez wahania stwierdziłbym, że jesteś człowiekiem głębokiej wiary. Co zmienił, co zmienia Bóg w twoim życiu?
Czy głębokiej wiary… Nie wiem, chyba nie aż tak. Zawsze można więcej! Ale fakt, w moim życiu Bóg jest najważniejszy. Jest tak realny, nieskończenie dobry. Kiedy otwieram oczy, wychodzę na dwór, w każdej roślince czy w każdym zwierzątku, we wszystkim, co mnie otacza widzę, czuję Jego obecność. Tak harmonijny wszechświat we wszystkich swoich wymiarach nie może być dziełem przypadku. Bóg nadaje sens mojemu życiu. Odkąd podporządkowałem swoje życie Bogu, kiedy uwierzyłem i zobaczyłem Go swoim sercem wszystko się zmieniło. Mam ogromne poczucie bezpieczeństwa. Nawet w najtrudniejszych życiowych sytuacjach czuję się jak dziecko tulone przez ojca czy mamę. Tak, On jest prawdziwym Abba, czyli po hebrajsku tatusiem… Nie potrafię sobie wyobrazić życia bez Boga. Jestem uzależniony.
Nie uraź się, ale w szczególności twoje zaangażowanie w trakcie wyborów, dała mi do zastanowienia, że możesz być także uzależniony, ale od polityki (śmiech). Jeżeli słyszysz sformułowanie “współczesna Polska”, co od razu przychodzi ci na myśl?
Szczerze, po pierwsze mam dziwne poczucie, że zostałem oszukany przez tzw. elity polityczne, które najpierw przy transformacji wykorzystały mój entuzjazm, by następnie wmówić mi że droga, którą obrały jest jedynie właściwa, choć jak równia pochyła prowadzi cały czas w dół. Mam na myśli nasz kraj zarówno w płaszczyźnie gospodarczej, prawnej, międzynarodowej, generalnie każdej. Wystarczy posłuchać chociażby Polaków mieszkających na wyspach by posłyszeć jak można dbać o obywatela.
Po drugie powiew świeżości, ogromna szansa wobec ogromnego potencjału ujawnionego podczas ostatnich wyborów prezydenckich. No, a co za tym idzie szansa na zmiany!
Jak rzucałem palenie papierosów tak około 1988 roku to sobie obiecywałem, że nigdy więcej nie zapalę (śmiech). No i nie palę!!!
Wracamy do muzyki. 4 kwietnia w wieku 96 lat odszedł chełmianin Chaim Lender, inicjator odbudowy żydowskiego cmentarza. To właśnie dzięki niemu miał powstać projekt “Szalom Chełm”. Skąd to zainteresowanie kulturą, muzyką żydowską?
Kulturą żydowską interesowałem się od najmłodszych lat. Urodziłem się na ulicy Zacisze. Tam też mieszkała moja babcia, która snuła opowieści o przedwojennym, wielobarwnym kulturowo Chełmie. Zawsze byłem bardzo ciekawski i dociekliwy. Mówiła o Ukraińcach, Żydach, Niemcach. A ja próbowałem sobie wyobrazić, poczuć ten klimat, posłyszeć tę dziwną mowę, posłuchaj tej innej muzyki. Potem od mojego ojczulka dostałem książkę Horacego Safrina “Przy szabasowych świecach” – zbiór humoru żydowskiego. Tam jest cały rozdział o chełmskich żydach. To dopiero kopalnia wiedzy! Już jako dorosły namiętnie rozczytałem się w Starym Testamencie. Stamtąd poznałem kulturę hebrajską. Około 2005 roku kiedy założyliśmy z Agnieszką Poźniak i Jankiem Cudakiem stowarzyszenie “Miasteczko”, jednym z pierwszych działań było zorganizowanie koncertu genialnej skrzypaczki, chełmianki Idy Haendel. Wówczas poznałem też Chaima Lendera, który oprowadzał nas po starym Chełmie, tym zupełnie innym, którego już nie ma. Opowiadał kto gdzie miał jaki biznes, gdzie mieszkał rabi, gdzie jego ojciec miał zakład szewski… Ja zapragnąłem podarować mu coś od serca. Nauczyłem się piosenki Złote Jeruzalem (Yerushalaim shel zahav), po hebrajsku (lekko nie było) no i tak to się zaczęło. Miłość do kultury hebrajskiej mam chyba przypisaną z góry.
Jeżeli masz jeszcze książkę Safrina to chętnie ją na parę dni pożyczę. Co jakiś czas wpada mi w oko czy to książka, czy to artykuł, w którym są wzmianki o naszym mieście. Najczęściej związane z kulturą żydowską. Wielu polityków opozycyjnych zarzuca partii rządzącej brak jasnej i rzetelnej polityki historycznej. Wydaję mi się, że w Chełmie możemy mieć podobny problem. Władze i sami chełmianie nie wiedzą jak, a może nie chcą podkopać się do naszej tożsamości, korzeni.
Zgadzam się z Tobą. A co do książki…. pożyczyłem i nie wróciła… Nie pamiętam oczywiście komu…
Jakim nastolatkiem był Mariusz Matera? Masz jakieś swoje przyrzeczenia z młodości, które chciałeś aby były aktualne w dorosłym życiu?
Zbuntowanym, z głową w chmurach, marzącym o wielkiej karierze muzycznej, wolącym niestety latać na próby niż do szkoły. Uwielbiającym włóczyć się z kumplami z zespołu czy paczki. Lubił też pasjami grać w nogę i badmintona. Co do przyrzeczeń… Chyba się zdezaktualizowały. Nie! Czekaj! Jedno dobrze pamiętam! Jak rzucałem palenie papierosów tak około 1988 roku to sobie obiecywałem, że nigdy więcej nie zapalę (śmiech). No i nie palę!!!
Nie potrafię sobie wyobrazić życia bez Boga. Jestem uzależniony.
No i właśnie muszę jeszcze o tą wielką karierę muzyczną zapytać. Mariusz, masz głos, masz charyzmę i talent. Co poszło nie tak? (śmiech).
Nie tak? Moim zdaniem tak i to jak najbardziej. Jestem szczęśliwy! Mam fajną rodzinkę, żonę, kochanych synów, super przyjaciół, piękne miejsce zamieszkania, pracę która w miarę możliwości sprawia mi przyjemność, śpiewam w czterech zespołach (śmiech). Realizuję się muzycznie! Czego chcieć więcej! No może doba robi się za krótka i już trochę szybciej się męczę, cóż, starość ha, ha! A że nie zarabiam jak Doda? Trudno, nie ja jeden, nie to jest w życiu najważniejsze. Poza tym wyznaję jedną zasadę! I tu ponownie posłużę się wiarą: “Szukajcie najpierw królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie Wam dodane”. No to szukam..
Wiesz, jak patrzę na ciebie na scenie i dało się zaobserwować, wydajesz się człowiekiem “do rany przyłóż”, nikogo nie skrzywdzisz, nawet nie wyobrażam sobie zdenerwowanego Mariusza Matery. Miewasz momenty “kamikadze”, wybuchy?
Jasne… Wiesz, tak naprawdę myślę, że każdy z nas to trochę Dr. Jekyll & Mr Hyde. Jeden mniej drugi bardziej. Potrafię być wredny i zdenerwowany… Niestety muszę cię zmartwić! Nie jestem ideałem. Ale fakt, staram się nie krzywdzić bliźniego…
Ludzie młodzi – krytykują, starsi – świetnie tu funkcjonują. Czy nie sądzisz, ze starsze pokolenie przesadnie idealizuje nasze miasto? Ślepa miłość do miasta, które wymiera?
Miejsce swojej młodości się kocha, bez względu na wszystko. To jest sentyment. Dzieciństwo na podwórku Zacisze 6 i na Odrodzonego Wojska Polskiego (obecna Szwoleżerów). Włóczęgi z kolegami, pierwsze miłości… To wszystko składa się na miłość do Chełma. A co do stanu naszego miasta… Ja pamiętam Chełm za Gierka, za stanu wojennego, za polówek na stadionie (taki nasz Jarmark Europa). Teraz to jesteśmy metropolią. Kiedy przyjeżdża mój wujek ze Szwecji, który wyjechał tam prosto z aresztu za ulotki Solidarności nie może się nadziwić jak Chełm wypiękniał. Oczywiście jest i druga strona medalu. Nie idealizuję Chełma. Można się przyczepić do wielu rzeczy. Ważne jest jednak aby coś robić. Z drugiej strony próbując atakować obecny samorząd za to czy tamto musimy zdawać sobie sprawę z tego, że tak krawiec kraje, jak mu materii staje. Tutaj tą materią są warunki polityczno – ekonomiczne, czyli mówiąc krótko nasz ustrój. Łatwo jest wykrzykiwać przed wyborami samorządowymi hasła typu ja zlikwiduję bezrobocie, pomnożę inwestycje itd. Koń by się uśmiał. To wszystko leży w gestii rządu. Takie warunki jakie stworzy rząd w sferze gospodarczej, podatkowej, prawnej, w takich funkcjonują samorządy. Przykład jest sporo kontrowersji wokół specjalnej strefy ekonomicznej. W jaki sposób mają u nas inwestować firmy, skoro jedynie w miarę rozwiniętą infrastrukturą jest kolejowa. Drogowej nie mamy, bo rząd PO-PSL przesunął budowę ekspresówki S12 (w tym północną obwodnicę Chełma) z 2012 na rok 2032! A drogowa, to podstawa. Z drugiej strony mamy działania utrudniające budowę kopalń, które postawiłyby całą ścianę środkowo-wschodnią na nogi. No bo jak możemy budować kopalnie, skoro Unia każe nam odchodzić od węgla bo im się wydaje, że ocieplenie klimatu to sprawa człowieka (ciekawe w takim razie kto odpowiada za ocieplenie rzymskie czy średniowieczne). Jest jeszcze w tym wszystkim sprawa importu węgla z Rosji… Ale się rozgadałem… Odkąd skończyłem politologię na WSSMiKS to tak mam (śmiech).
Zdecydowanie się rozgadałeś, kończymy. Dziękuję za wywiad politologu! (śmiech)