Przeskocz do treści Przeskocz do menu

Reklama

Reklama

Ukraińcy: Chełmszczyzna to nasza „ukradziona ojczyzna” | wywiad

Kalendarz Piotr
Ukraińcy: Chełmszczyzna to nasza „ukradziona ojczyzna” | wywiad

„Polscy bandyci wypędzili Ukraińców z ich historycznych ziem” – to, ujęty w największym skrócie, przekaz pełnego emocji filmu dokumentalnego na temat deportacji ludności ukraińskiej z powojennej Polski – czytamy w tekście “Ukraińcy: Chełmszczyzna to nasza „ukradziona ojczyzna”, który został opublikowany w tygodniku “Do Rzeczy”. Rozmawialiśmy z jego autorem – Maciejem Pieczyńskim, politologiem, rusycystą i ukrainistą. 

llc.800x0.jpg

Mateusz Grzeszczuk: Chełmianin ogląda dokument wyprodukowany z inicjatywy Kijowskiego Towarzystwa Chełmszczyzna. Dowiaduje się, że ziemia na której mieszka jest okupowana przez państwo polskie, że to “ich ukradziona ojczyzna”. Widziałem już pierwsze komentarze mieszkańców mojego miasta. Były ostre. Czy właściwie warto i można reagować na tego typu “zaczepki”?

Maciej Pieczyński: Przede wszystkim nie można stwierdzać, że Chełm był zawsze wyłącznie polski, “czysty etnicznie”, że wara Ukraińcom od tożsamości tego miasta. Czyli nie można zareagować, powtarzając tę nacjonalistyczną narrację, tyle że a rebours, w polskich barwach. Prawda jest inna – Chełm to miasto na styku kultur, o polsko-ukraińskiej przeszłości, polsko-ukraińskiej tożsamości, ale administracyjnie w sposób całkowicie uprawniony, jest miastem polskim! Trzeba więc prostować i tłumaczyć Ukraińcom, że owszem, mają tutaj swoje miejsce, ale jako obywatele polscy ukraińskiego pochodzenia. A emocjonalne opowieści Ukraińców poszkodowanych przez Polaków kontrować opowieściami Polaków poszkodowanych przez Ukraińców. Na manipulację faktami trzeba odpowiedzieć prawdą historyczną – a ta prawda jest po środku ze wskazaniem na polską rację moralną. Warto byłoby nakręcić analogiczny dokument np. o tym, jak Ukraińcy zasiedlali domy po Polakach wygnanych przez Niemców – i powołać się przy tym na źródło, czyli na książkę Wołodymyra Wjatrowycza, czyli człowieka, który rządzi ukraińską polityką historyczną, a więc ukrainofobia to ostatnie, co można mu przypisać…

Manipulacją jest też, że historycznie Chełmszczyzna była częścią wielkiego Wołynia, od X wieku wchodziła w skład Rusi”?

Maciej Pieczyński: Manipulacją jest na pewno nazywanie Chełmszczyzny jednoznacznie ukraińską etnicznie ziemią. Historycznie Chełm należał do Rusi (Kijowskiej, później Halicko-Włodzimierskiej), ale w efekcie podboju, bo wcześniej były to ziemie Lędzian. Natomiast faktem jest, że w XIII wieku stał się głównym ośrodkiem Księstwa Halicko-Włodzimierskiego. Nie można zatem ostatecznie określić, że Chełm był zawsze polski, albo zawsze ukraiński. Ważne, że teraz jest polski.

Na Ukrainie głosów na temat roszczeń terytorialnych wobec Polski coraz więcej. W naszych mediach – cisza. Dlaczego?

Maciej Pieczyński: Po pierwsze, Ukraina to nasz sojusznik – niezależnie, czy rządzi PO czy PiS, taka jest w polskiej polityce dominująca, niepodważalna narracja. Po drugie, prawda jest taka, że roszczenia terytorialne wobec Polski póki co wysuwają marginalne środowiska. Nawet gdy Andrij Tarasenko, ówczesny rzecznik osławionego Prawego Sektora, w wywiadzie dla “Rzeczpospolitej” w czasie rewolucji Euromajdanu wypalił, że Ukraina powinna odzyskać Przemyśl, to potem próbował tłumaczyć, że źle zrozumianu. Obecny rzecznik PS, Artiom Skoropadski, w wywiadzie, który z nim przeprowadziłem, w ogóle zapewniał, że Ukraińcy od Polaków nie chcą żadnych ziem, że jeśli już, to raczej woleliby odzyskać “ziemie etnicznie ukraińskie”… na południowym zachodzie Rosji. Inna sprawa, że o ile na Ukrainie, choćby i marginalnie, ale jednak takie hasła “odzyskania Przemyśla” się pojawiają, to analogicznie w Polsce prawie nikt sobie nie pozwala na hasła o odbiciu polskiego Lwowa, a propozycje rozbioru Ukrainy (wysuwane swego czasu przez Żyrinowskiego) nie zasługują u nas nawet na pobłażliwy komentarz.

W takim razie, co to za środowiska? Z kim są związane, a może kto je finansuje?

Maciej Pieczyński:  To są środowiska ukraińskich nacjonalistów, które uważają południowo-wschodnie ziemie polskie za etnicznie ukraińskie. Jednak nie ma żadnego jednolitego frontu ani konkretnych inicjatyw, ruchu na rzecz itp. To jest raczej podskórne przekonanie, które wybija na zewnątrz jedynie od czasu do czasu, jak w przypadku wspomnianego filmu o Chełmszczyźnie czy słów Tarasenki, to raczej pobożne życzenia niż konkretny cel, do któego realizacji dążą konkretne rupy.

Jakie perspektywy i szanse widzi Pan w najbliższych kontaktach polsko -ukraińskich? Co nas łączy i daje nadzieję na ocieplanie stosunków?

Maciej Pieczyński: Ukraińcy lubią powtarzać, że łączy nas wspólny wróg. Jednak, po pierwsze, nie można porównywać relacji rosyjsko-ukraińskich z rosyjsko-polskimi. Między Warszawą a Moskwą czuć chłód, a nie proch, i nie jestem przekonany, czy powinniśmy ten stan zmieniać. Ukrainie, co zrozumiałe, zależy na wciągnięciu w konflikt polskiego sojusznika, ale trzeba się poważnie zastanowić, czy to się nam opłaca (niezależnie od kwestii moralnych – te nie powinny decydować, bo „w polityce nie ma sentymentów”).

Dokument “Ukradziona ojczyzna” wyprodukowany z inicjatywy Kijowskiego Towarzystwa Chełmszczyzna. Reżyseria – Artur Hural.

Po drugie zaś, nawet jeśli uznamy, że Rosja łączy Polskę i Ukrainę, to wspólny wróg to za mało, by budować na tym trwałą współpracę i ocieplanie stosunków. Potrzeba jeszcze wzajemnego zrozumienia i szczerości. Musimy twardo stawiać sprawę Wołynia, ale nie możemy też wszystkiego sprowadzać do Wołynia. Powinniśmy wspierać ukraińską tożsamość wszędzie tam, gdzie nie jest ona w sposób oczywisty antypolska. I nie możemy popadać w paranoję. Absurdalna jest wg mnie krytyka zespołu Enej za przybranie nazwy jakoby odsyłającej do bojownika UPA o tym pseudonimie. Enej to także główny bohater powieści Iwana Kotlarewskiego „Eneida”, która z kolei była trawestacją „Eneidy” Wergiliusza… Oczywiście, zapewne upowski zbrodniarz przybrał przydomek na cześć postaci literackiej, ale czy to oznacza, że mamy wpisać do indeksu ksiąg zakazanych twórczość XVIII-wiecznego pisarza… Może zaczniemy wypominać Ukraińcom kult Chmielnickiego, zapominając przy tym o okrucieństwie naszego palownika Jaremy? Wiadomo, że przez stulecia konfliktów nasze tożsamości kulturowe i narodowe budowały się na gruncie wzajemnych antagonizmów.

Błędem jest też szukanie na siłę zagrożenia terrorystycznego w migracji ukraińskiej do Polski. Nawet mówiąc o Wołyniu, trzeba pamiętać o burzeniu cerkwi, akcjach pacyfikacyjnych, Sahryniu, Akcji Wisła. Ale absolutnie między tymi sprawami nie można stawiać znaku równości. Trzeba ostro walczyć z ukraińską narracją, która z reguły proponuje nam uznanie symetrii win, albo nawet większą winę Polaków, bo przecież „przez wieki uciskali biednych Ukraińców, to mają za swoje, nie mają prawa oburzać się na UPA”. Trzeba przy tym walczyć nie z Ukraińcami, nie z ukraińskością, nie z ukraińską kulturą, ale z konkretnym zjawiskiem ukraińskiego nacjonalizmu, z konkretnym zjawiskiem manipulowania historią. Trzeba też wzajemnie się poznawać. Nie tylko dyskutować o historii, ale i wspólnie tworzyć kulturę. Dni Kultury Ukraińskiej to z reguły wspaniałe wydarzenia, na których możemy poznać Ukraińca w wyszywance, z melodyjną ludową pieśnią na ustach (niekoniecznie hymnem UPA!), bez mitycznej siekiery w ręku, którą często wyobraźnia każe nam dostrzegać. Oczywiście ta wyszywanka to też stereotyp… Trzeba współpracować wszędzie tam, gdzie jest to możliwe. „Za dobre wynagradzać, za złe karać”. Nie zamykać oczu na skandale, nadużycia, manipulacje, ale też nie zamykać się na inną kulturę, która wbrew pozorom nie jest nam aż tak bardzo obca.

Dziękuję serdecznie za rozmowę!

Więcej informacji także tutaj.