Przeskocz do treści Przeskocz do menu

Reklama

Zmierz się z V Dyktandem Chełmskim

Kalendarz Piotr
Zmierz się z V Dyktandem Chełmskim

Wczoraj poznaliśmy zwycięzcę V Dyktanda Chełmskiego organizowanego przez PWSZ w Chełmie. Okazała się nią Pani Natalia Stęchły, lublinianka i farmaceutka z wykształcenia. Nie uczestniczyłeś w dyktandzie? Nic straconego. Publikujemy dla was tekst dyktanda z którym możesz się zmierzyć we własnym domu.

V Dyktando Chełmskie

Miniklechda o superobrońcy Niedźwiedziego Grodu

Nie żadne to śmichy-chichy ani błahe pseudohumoreski! Prawdać to, że w zamierzchłych czasach,nie paręnaście staj od Babiej Góry czy Żółtej Rzeki, ale na szczycie Chełmskiej Górki (lub: chełmskiej górki), w trudno dostępnej kredowej jaskini żył śnieżnobiały niedźwiedź. Niegdyś ów hipergroźny zwierz, wracając z żeru, ujrzał w nowo wybudowanym chramie, nieopodal wyrzezanego z quasi-kamienia posągu boga Perkuna, jasnoczerwony, święty ogień. Porażony jego blaskiemszast-prast znikł z nagła w arcytajemniczychpodziemiach. Odtąd przybywał w sukurs na wieść
o niebezpieczeństwie czyhającym na chełmian i ziemię chełmską.

Swego czasu, gdy wataha nazbyt zadzierzystych, mało zażywnych najeźdźców próbowała zdobyć prastary gród i jasno żarzący się ogień, ni stąd, ni zowąd zjawił się biały niedźwiedź, który niczym nie lada heroiczny bohater wszech czasów, raz-dwa rozgromił średnio wysokich przeciwników, niedługo stawiających opór. Doprawdy byłże to wyczyn nie byle jaki! Znużony co nieco zażartą walką stanął w półbrzasku na wzgórzu pokrytym gdzieniegdzie nie całkiem sczerniałymi kępami niby-kurzyśladu, pomiędzy trzema wielowiekowymi dębami, i spode łba spojrzał wkoło, wpierw na północny wschód, po czym na południo-zachód. Narazrozległo się potężne łubu-du i zwierz w okamgnieniu zapadł się pod ziemię. Wkoło nastała wszechogarniająca cisza, raz po raz przerywana histerycznym skrzeczeniem bodajże białorzytki.

Do dziś ponad dziecięciotysiącletni duch białego niedźwiedzia, zwany Bieluchem, na co dzień przemierza wszerz i wzdłuż podziemne korytarze. Nie raz, nie dwa wynurza się z nagła w lśniąco białej szacie, i zażegłszy żagwie raczy schorzałych obieżyświatów półfantastycznymi, pół realistycznymi historiami o zhardziałych rzezimieszkach i małomiasteczkowych hochsztaplerach szwendających się ongiś po nieniskich tunelach w poszukiwaniu megaskarbów. To bądź co bądź niecodzienne super ekstraspotkanie z hożym, acz podstarzałym stróżem lochów jest dla nie byle jakich chwatów niewahających się przedzierzgnąć w bohaterów z filmów science fiction. Choćby strachu było co niemiara, stchórzyć niepodobna. Nawet co poniektórzy nie najodważniejsi, choć żądni przygód podróżnicy, niegdysiejsi amatorzy kursów-konferencji, nieraz półprzytomni z przerażenia,w obawie przed horrendalnym blamażem udają chojraków i na żądanie Bielucha naprędce wypowiadają życzenie z ręką przyłożoną do matowobiałej ściany. A nużby to niezwykłe rendez-vous nie zakończyło się haniebnym upokorzeniem. Czekając aż duch znienacka rozpłynie się w nieprzeniknionym mroku, w pół zgięci, nierzadko z rozmierzwionymi czuprynami chyżo czmychają podrapać raz w raz na szczęście w lewą piętę szaro niebiesko srebrzystą mini figurkę Bielucha.